WARSZAWSKIE HISTORIE – Zachęta Narodowa Galeria Sztuki

ZACHĘTA – Narodowa  Galeria Sztuki i zamach na prezydenta GABRIELA NARUTOWICZA.

Dzisiaj w opowiadaniu o Warszawie, posłużymy się powieścią pisarki – Poli Gojawiczyńskiej „RAJSKA JABŁOŃ”.

Ulicą Wierzbową, z Senatorskiej, dochodzimy do ulicy Królewskiej i budynku ZACHĘTY – Narodowej  Galerii Sztuki.

W 1860 roku powstało Towarzystwo Sztuk Pięknych, którego celem było organizowanie wystaw, zakup dzieł sztuki do kolekcji narodowej i udzielanie pomocy młodym artystom. Budowę siedziby Towarzystwa – obecny budynek Zachęty – rozpoczęto we wrześniu 1898 roku. Oficjalnego otwarcia dokonano 15 grudnia 1900.

16 grudnia 1922 w pałacu Zachęty, w czasie otwarcia dorocznego salonu sztuki, został zamordowany pierwszy prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Gabriel Narutowicz.

Pogrzeb prezydenta Gabriela Narutowicza wzbudził ogromne emocje i ściągnął  pół milionowy tłum.

„Chodnik (w dniu pogrzebu – przyp. własny) zalegało błoto tak dalece, że aż chlupało pod nogami. Naturalnie w takim dniu nikt nie myślał o sprzątaniu. (…)

Na Rymarskiej natknęli się na delegację Żydów w długich i uroczystych chałatach. Aptekarz zauważył ironicznie: – Bez nich tam się nie obejdzie! …- Pani Raczyńska zwróciła uwagę na flagi, opuszczone i zdobne w kokardy z krepy. W sklepach wystawiono portrety zamordowanego prezydenta. Pani Raczyńska wpadła w podniosły nastrój i zaczęła szeptać wieczny odpoczynek. Ale aptekarz, gniewny i podniecony, zwrócił na nią swe spojrzenie i wargi jej przestały się poruszać.

– Inaczej nie mogło się to skończyć! – rzekł posępnie.

– Ale … dlaczego? – zapytała Amelka melodyjnie i bezmyślnie.

Aptekarz przystanął i wybałuszył na nią swe blade oczy. Amelka zmieszała się. – Jak to dlaczego? Tyle razy ci tłumaczyłem, a ty znów nic nie wiesz?! Wybrano go wbrew woli narodu, znieważono naród, ponieważ wybrali go Żydzi, komuniści i socjaliści … – Amelka przypomina sobie gazety czytywane głośno przez aptekarza, słowo w słowo to samo. Chodząca gazeta.(…)

Dała się jednak wciągnąć aptekarzowi w grę, kiedy jej powiedział, że wyrzucono krzyż z sali sejmowej. (…)

Musieli zwolnić kroku, chodniki płynęły falą ludzką w stronę Belwederu. Szmer  kroków, odgłos posuwanych stóp, poza tym zupełne milczenie. Aptekarz chciał jak najprędzej dostać się do Alej i skręcił w przecznicę – była już zapełniona. (…)

Amelka, idąc za mężem, z roztargnieniem wodziła oczami po plakatach rozlepionych gęsto na murach. – Obywatele! Polacy! Bracia Chłopi! Ludu pracujący! Towarzysze! Narodzie! Synowie i Córki nasze! – Nic nie rozumiała, to prawda, to jej się w głowie pomieścić nie mogło: zdawało się teraz, że cały naród żałuje, a przecież znaleźli się tacy, co zabili prezydenta. Aptekarz, jej mąż, usprawiedliwiał to zabójstwo, to jedno tylko zrozumiała z jego mętnych wywodów, a teraz idzie na pogrzeb. Dlaczego?

Czego chcą socjaliści, kto to są narodowcy? Mimo ciągłych wykładów męża nie mogła zorientować się w partiach politycznych. Przedtem to było zrozumiałe, występowano przeciw Rosji, a potem przeciw Niemcom, to było jasne. (…)

Ależ, Amelciu, zawsze tak było! Nie pamiętasz?! Jedni śpiewali „Boże, coś Polskę”, a drudzy „Czerwony Sztandar”. (…)

Pani Raczyńska dowiedziała się ponadto, że zmarły był uczonym, który zyskał sobie sławę i miłość ludzką poza granicą, że wrócił do kraju, aby pracować dla swoich. To było zupełnie coś innego, niż mówił Filip; ale to pozwoliło pani Raczyńskiej z współczuciem odmówić modlitwy za zmarłych.

Sztandary spowite krepą, sukmany chłopów, zwarty blok stowarzyszeń robotniczych – przyjęły aptekarza mimowolnym szacunkiem i podziwem. Ależ to prawdziwa żałoba! (…) Nagle od Belwederu nadpłynęły wysokie dźwięki trąb. Tłum drgnął, zwrócił głowy w tamtą stronę i zastygł.

Ukazało się duchowieństwo, długi szereg habitów zakonnych, z zapalonymi światłami. Trumna nadpłynęła z wysoka, okryta sztandarem. Głuchy łomot kopyt końskich padał nieodwołalnymi uderzeniami. Amelka ujrzała tuz za trumną młodzieńca; wzrok jej sunął po tłumie zalegającym chodnik. Syn. – To syn – szeptano. Zdawało się Amelce, że przez moment wzrok ten dotknął jej twarzy pytającym spojrzeniem, i zadrżała. Wznosiły się westchnienia. Wśród żałobnego tłumu zabielały wyciągane pospiesznie chustki. (…) I pomyśleć, że można oddać życie za coś podobnego, za ten tłum wokół, rządzony najsprzeczniejszymi uczuciami, otępiały i nieświadomy!… (…)

Ulica płynęła teraz ścisłą, falującą rzeką za trumną okryta sztandarem, lśniącą jak czerwona kropla stężała w mroku posępnego dnia. Huk dzwonów niósł się nisko nad głowami. (…) Gęste i ogromne płaty padały prosto i ciężko, śnieg pokrył ulicę. (…) Trumna znika pod niskim sklepieniem bramy zamku. (…) Ludzie odstępowali z twarzami tak samo osowiałymi, pełnymi zmęczenia i smutku.”*

Prezydent Gabriel Narutowicz został pochowany w podziemnej krypcie katedry św. Jana. W roku 1928 ufundowano granitowy sarkofag i złożono w nim maskę pośmiertną, spis prac i portret olejny prezydenta.

A o Poli Gojawiczyńskiej i „Dziewczętach z Nowolipek” przeczytacie w poprzednich wpisach:

WARSZAWSKI SZLAK KOBIET – Pola Gojawiczyńska

WARSZAWSKIE HISTORIE – Dziewczęta z Nowolipek – Ogród Saski

*Pola Gojawiczyńska – „Rajska jabłoń”, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2005, Str. 20-23


Autor: Aneta